środa, 8 sierpnia 2012

pierwszy


Letni poranek, słońce przebija się przez otwarte okno pokoju. Nagle rozlega się dźwięk budzika. Jeszcze jakby przez sen wyłączyłam budzik i wywlokłam się z cieplutkiego łóżka. Spojrzałam na zegar ścienny, a tutaj 6:15. Dość wczesna pora, a byłam pewna, że nastawiłam go na 7:15. Niestety było już za późno, żeby położyć się na godzinę. Wyciągnęłam się tylko na stojąco i zaraz znalazłam się w pokojowej łazience. Zrzuciłam z siebie pidżamę i wzięłam piętnastominutowy prysznic. Odziałam się w mój ulubiony szlafrok, a włosy wplotłam w "turban" z miękkiego ręcznika. Podeszłam do umywalki i chwyciłam jednostajnym ruchem szczoteczkę i pastę do zębów. Umyłam zęby i zatrzasnęłam drzwi. Stanęłam przed moją ogromną szafę i nie mogłam zdecydować się na dzisiejsze ubranie. Z końca półki wygrzebałam miętowy t-shirt, którego już od dawna nie nosiłam, być może dlatego, że o nim zapomniałam. Wyjęłam czarne spodnie i ściągnęłam je z wieszaka. Jeszcze tylko bielizna. Jednym ruchem otworzyłam odpowiednią szufladę i wyjęłam co trzeba. Ubrałam się i chwyciłam za szczotkę leżącą na skrzyni przy łóżku. Zdjęłam ręcznik z głowy i powiesiłam go na parapecie otwartego okna. Podeszłam do niewielkiego lustra na kufrze przy łóżku i uczesałam włosy. Są naturalnie proste, dlatego nie potrzebuję prostownicy. Sięgnęłam po moją ulubioną miętową listonoszkę i opuściłam pokój. Pomimo wczesnej pory słychać było odgłosy talerzy w kuchni. To na pewno tata szykuje nam śniadanie. Schodząc po schodach odzianych w śnieżnobiały dywan moim oczom ukazał się tata stojący tyłem, który tak, jak przypuszczałam- robił nam śniadanie. Za to mój kochany brat nakrywał  dla nas do stołu. Przywitałam ich ciepłym uśmiechem i podeszłam kolejno do taty i brata, aby dać im buziaka w policzek. Stanęłam za tatą i pół głosem zapytałam:
- No cześć, co dobrego dziś na śniadanko? Mmm, pięknie pachnie. - zaciągając się zapachem,
przysiadłam na swoim krześle, kładąc komórkę na stół obok talerzyka.
Tata nakładając nam na talerze naleśniki, przysiadł się do nas i jak każdego ranka,
zapytał:
- No to jakie plany na dziś, droga młodzieży? - spoglądając kolejno na mnie,
a potem na Patricka.
- Po szkole idziemy z Brianem do Niallera pograć na konsoli. - przelotnie się uśmiechając,
przekazałam pałeczkę bratu, sama zajadając się przepysznym posiłkiem.
- Zostaję dzisiaj dłużej na uczelni. Muszę dokończyć projekt. - kończąc posiłek odszedł od stołu, wyniósł
naczynia, pożegnał się z nami i wyszedł.
- Miłego dnia! - w ten sam moment zostawił nas z tatą samych przy stole.
- Nawzajem! - krzyknęliśmy zgodnie.
- Ja za to muszę zostać dzisiaj dłużej w hotelu. Przyjeżdża ważna delegacja z Polski,
nie mogę zostawić tego tak na pastwę losu. - uśmiechnął się do mnie tata. Dopiłam jeszcze trochę herbaty i podziękowałam. Ucałowałam tatę, chwyciłam torbę z telefonem  i wyszłam do garderoby wybrać buty. Moje miętowe vansy aż prosiły się, aby je dzisiaj założyć. Kupiłam je niedawno i jeszcze ani razu ich nie założyłam, więc czas najwyższy! Jeszcze tylko słuchawki w uszy i w drogę. Zatrzasnęłam drzwi i ruszyłam do szkoły. Szłam tak, przez dwadzieścia minut, taktownym krokiem, w rytm muzyki bębniącej w uszach.
Przed bramą szkoły czekali już na mnie Brian z Niallerem. Gdy tylko ujrzałam ich wesołe
twarze, wyciągnęłam słuchawki z uszu, wyłączyłam muzykę i schowałam sprzęt grający do torebki.
- No cześć brzydale. - uśmiechając się promiennie przywitałam się z nimi ciepłym całusem
w policzek.
- Piękna się znalazła, pff. - Nialler wystawił sprośnie język, po czym weszliśmy za bramę liceum.
- To wpadacie dzisiaj, no nie? Nie mogę się doczekać, aż skopie Wam te piękne tyłki!
- Chciałbyś, hahaha - zaśmiał się Brian, dźgając mnie w brzuch.
- No co? Jakby nie patrzeć, zawsze z Wami wygrywam. - puścił nam oczko przelotnie.
- Tak tak, oczywiście. - uśmiechnęłam się szeroko i poklepałam go po plecach.
I tak, w śmiechu przekroczyliśmy progi naszego liceum. Momentalnie rozległ się dzwonek na lekcję.
- To spotykamy się na dużej przerwie w jadalni. - rzucił Brian i pobiegli schodami na górę.
Pośpieszyłam do sali i po chwili siedziałam już w mojej ławce. Lekcje mijały wbrew wszystkiemu
bardzo wolno, czas się dłużył. Nie lubię, kiedy czas mija tak wolno. W końcu nadszedł i moment
na dużą przerwę. Zbiegając po schodach spotkałam Marię na dole, przy automacie z kawą.
- A Ty co? Nie raczyłaś dzisiaj zjawić się na pierwszych czterech lekcjach królewno? - zaśmiałam się
ironicznie po czym ją mocno przytuliłam.
- Nie mogłam się obudzić po tej wczorajszej bibce u Jeffersona. W dodatku mam dzisiaj takiego kaca,
że nawet sobie nie wyobrażasz. - rzekła ucieszona Maria.
Przytaknęłam jej tylko głową i pociągnęłam ją za sobą do jadalni, gdzie czekali już chłopcy.
Idąc niby nieświadomie, podeszłam do stolika, gdzie siedzieli chłopcy i zapytałam zdezorientowana,
udając zaabsorbowaną uczennicę.
- Czy tutaj jest wolne? Możemy się przysiąść? - Maria wybuchła śmiechem.
- Oj chyba nie, zaraz przyjdą takie dwie, ładniejsze od Was! - przybijając piątkę z Niallerem
Brian gestem jednej dłoni pokazał, że możemy tu usiąść.
- Komuś się wczoraj za dużo wypiło... - Nialler szturchnął Briana, śmiejąc się pod nosem i
jednocześnie spoglądając na Marię. Spojrzałam na przyjaciółkę, która z poirytowaniem stukała
paznokciami o blat stołu, po czym kopnęła Niallera pod stołem w piszczel.
- Aaauuuuććć! Za co ?! - krzyknął niespodziewanie. W odpowiedzi zmrużyłam oczy i gestem ręki
pokazałam mu, że będziemy musieli pogadać.
- Wcale dużo nie wypiłam. Po prostu robiłam to zbyt szybko. Nic więcej... - po chwili rzuciła
Maria. Spoglądałam na Briana, który cały czas posyłał mi ciepły uśmiech. I tak tkwiliśmy
w tej niezręcznej sytuacji do końca przerwy na lunch. Całą czwórką w ciszy opuściliśmy jadalnię
i poszliśmy na ostatnią lekcję.  Od razu po jej skończeniu pożegnałam się z kolegami z klasy i wkrótce stanęłam pod szkolną bramą, w oczekiwaniu na chłopaków. Nie miałam nawet czasu pogadać z Marią, bo po kłótni z chłopakami ulotniła się gdzieś i nie dała znaku życia. To nie był dobry pomysł, żeby ją przyprowadzać do nich. Oni nie tolerują chyba towarzystwa dziewczyn poza mną. No trudno, kiedyś ich uświadomię, Maria tak jak oni jest mi bardzo bliska... Sięgnęłam po butelkę wody do plecaka i upiłam łyka, gdy zobaczyłam w oddali idących ku mnie Niallera i Briana. Szli dość szybkim krokiem, więc zakręciłam butelkę i wrzuciłam ją do plecaka. Jak zwykle udaliśmy się do domu Niallera, jak co poniedziałek. Co tygodniowa seria gier daje dobre rezultaty w nauce! Przynajmniej mieliśmy takie swoje motto z chłopakami. Nie mieszkał daleko od szkoły, więc już po dziesięciu minutach znaleźliśmy się na posesji państwa Olson.
- Chcecie coś do picia, jedzenia? A może macie ochotę dostać w mordy ? Hahahahahahahah - zaśmiał się złowieszczo Nialler. - Dzisiaj za darmo. - cmoknął dwukrotnie w naszą stronę i wyjął z lodówki trzy napoje energetyczne. Poszedł się jeszcze przywitać z rodziną do ogrodu, a my z Brianem poszliśmy do jego apartamentu na drugim piętrze.
- Nie sądzisz, że przesadziliście dzisiaj trochę? - spytałam go, wchodząc powoli po schodach.
- Ale o co teraz pytasz? - uniósł pytająco prawą brew ku górze.
- O to, jak potraktowaliście dzisiaj Marię. To było nie w porządku wobec niej, jak i mnie... - wczołgaliśmy się  na drugie piętro i przekroczyliśmy próg drzwi pokoju Niallera.
- Nie wiem, o co Ci chodzi... - rzucił Brian i skoczył na łóżko przyjaciela.
"Na pewno..." pomyślałam i chwyciłam za dwa pady, podając jeden z nich Brianowi. Po chwili słychać było zdyszanego Niallera, z napojami w ręku.
- Kazali mi kosić trawę, nie wierzę! Pobiłem chyba rekord świata... - oddech - dziesięć minut i hektar ziemi skoszony. - zaśmiał się głośno, pogłaskał mnie po włosach i chwycił pada. Usiadłam między Niallerem a Brianem i zaczęłam się lekko przepychać, śmiejąc się przy tym słodko.
- Hej uważaj, jestem delikatny... - wybuchł śmiechem Nialler.
I graliśmy tak przez bite pięć godzin. O dwudziestej drugiej byłam już w domu. Zapaliłam światło na werandzie przed i za domem, udałam się do garderoby, zdjęłam buty i pokierowałam się w stronę jadalni, by powitać współlokatorów. Jednak w domu był tylko Patrick.
- Siema! - rzuciłam w jego stronę i ucałowałam go w policzek. - Jak tam Twój projekt kochany braciszku?
- Dopracowany w najmniejszych szczegółach. - uśmiechnął się promiennie.
- Jestem z Ciebie taka dumna. - przytuliłam go mocno i pobiegłam na górę do swojego pokoju.
Zapaliłam światło i odłożyłam plecak na jego miejsce. Weszłam do pokojowej łazienki, wzięłam chłodny prysznic. Położyłam się już w pidżamie i przykryłam się kołderką. Wzięłam do ręki laptopa i sprawdziłam swoją pocztę. Jak zwykle, same mainstreamowe reklamy i nic poza tym. Po chwili wyłączyłam go i udałam się w spoczynek, zgasiłam światło i momentalnie zasnęłam.




***

Witamy pierwszy rozdział. Niestety nie zdążę dodać następnego rozdziału w sobotę, bo w niedzielę wyjeżdżam do Bydgoszczy. Jak wrócę to będę zajmować się pisaniem, więc drugi rozdział trochę się opóźni. Miłego czytania i z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, skopiowałam wersję roboczą z notatnika i nie studiowałam jej za bardzo. Olivia xx